Pokolenie Y. Z nosami w swoich telefonach, nastawieni na wiedzę, wysoką jakość życia i wykształcenie. Z milionem pomysłów, przywiązani od Internetu, gier komputerowych i konsoli. Wszędzie dookoła ludzie tacy jak ja słyszą, że uzależnieni od nowych technologii tracimy kontakt bezpośredni z rodziną i przyjaciółmi, przenosząc nasze relacje do Internetu. I kiedy w Wielką Sobotę, w rodzinnym domu, oglądałam reklamę, która odnosiła się właśnie do tego, że rodziny nie rozmawiają ze sobą przy wspólnym stole, ignorują się, wgapiając się ślepo w ekrany tabletów, iPhonów czy laptopów pomyślałam, że przecież wcale tak nie jest. Nie u mnie.
Od kiedy pamiętam jestem bardzo blisko ze swoimi rodzicami i dziadkami, są oni dla mnie nie tylko najbliższą rodziną, ale przede wszystkim autorytetem. Kiedy tylko jestem w domu, w Łodzi, staram się spędzać z nimi najwięcej czasu i choć zwykle moim nieodłącznym towarzyszem jest telefon nie oznacza to, że z nimi nie rozmawiam. Przy wspólnym stole też zdarza mi się akurat przeglądać Twitter’a czy wrzucać zdjęcia na Instagram’a. Bardzo często też piszę z przyjaciółkami, które są na drugim końcu Polski (przy ostrej reprymendzie ze strony mojej mamy). Sprawdzam też news’y, czasami nawet gram, ale zawsze, podkreślam zawsze, wiem kiedy powinnam przerwać i poświęcić czas innym. Może jest to kwestia tego, że pamiętam jeszcze czasy kiedy nie było Internetu, mediów społecznościowych, smarfonów, więc bezpośredni kontakt i rozmowa były dla mnie czymś normalnym. Może tego, że tak zostałam wychowana. Wiem jednak, że zarzuty stawiane przez ludzi, którzy krzyczą, że młodzi ludzie dzisiaj nie umieją rozmawiać nie do końca są zasadne.
Dzisiaj jest poświąteczny wtorek. Ostatnie dwa dni spędziłam głównie jedząc przepyszne rzeczy zrobione przez mamę i rozmawiając przy wspólnym stole z rodziną. Zdążyłam pokłócić się z babcią o to jakie będę miała rękawy w swojej sukni ślubnej, dowiedzieć się od siostry ciotecznej jak w tym roku wyglądają matury, a nawet wyrazić swoje zdanie na temat związków homoseksualnych. Przede wszystkim jednak spędziłam cudowny czas ze swoją rodziną i z rodziną A. Równocześnie miałam też stały kontakt z przyjaciółkami w Sopocie i Lublinie, co pozwoliło mi choć trochę spędzić te święta też z nimi, ludźmi, którzy są dla mnie tak samo ważni. Stąd też zakwitło we mnie przekonanie, że choć coraz częściej jestem częścią wirtualnego świata, to nie jestem gorszą osobą w codziennych relacjach z rodziną czy znajomymi. Wręcz przeciwnie.
Odnoszę wrażenie, że dzięki temu jestem lepszą córką i wnuczką – choć mieszkam w Warszawie mogę mieć codzienny kontakt z rodzicami i dziadkami, którzy są w Łodzi, rozmawiając z nimi na Skype. Jestem lepszą siostrą, bo codziennie mogę sprawdzić co słychać u D. choć jestem 120 km od niego. Jestem lepszą dziewczyną, bo mogą być w stałym kontakcie z A. nawet wtedy kiedy nie ma go obok mnie, a akurat dzieje się coś czym muszę się z nim podzielić i wcale nie chcę czekać do wieczora kiedy na spokojnie usiądziemy przy winie. Jestem lepszą przyjaciółką, bo mogę w każdej chwili doradzić, pocieszyć, nawet jeśli dzielą nas setki kilometrów. I choć wiem, że taki kontakt nigdy nie zastąpi rozmowy w cztery oczy, uścisku czy nawet wspólnie wylanych łez, czuję się lepiej, że będąc w jednym miejscu mogę być gdzie indziej ze wszystkimi, których kocham.
Dlatego – jeśli obawiacie się, że spędzanie zbyt dużej ilości czasu przed Waszymi komputerami czy tabletami niszczy Was, chcę Wam powiedzieć, że wcale tak nie jest. Wręcz przeciwnie, uczy nas to czegoś nowego, uczy nas bycia otwartym na możliwość życia po swojemu. Po prostu umiejcie słuchać. Tak nauczycie się rozmawiać.
K.
Photo: Tumblr